
Fot. cocoparisienne
Już wcześniej zdarzało mi się widzieć to zjawisko. A teraz, gdy sama mam dziecko, dostrzegam je jeszcze wyraźniej. Cóż takiego? To, że są rodzice traktujący urlop jak przerwę od wychowywania własnych dzieci, czy gorzej – od nich samych w ogóle. Też chcecie się tak zabawić? To proste! Poniżej znajdziecie instrukcję krok po kroku.
- Puszczaj dziecko samopas gdzie tylko się da. I nie, nie mam tu na myśli placu zabaw. Ty zostań hardkorem – olej dziecko biegające po całej jadalni pomiędzy innymi wczasowiczami niosącymi sobie gorącą zupę/napoje i kelnerami roznoszącymi pojemniki do bemarów. Aha, jeśli coś się stanie, obowiązkowo ochrzań wszystkich dookoła – w końcu powinni uważać!
- Do punktu pierwszego dodaj brak jakiejkolwiek obserwacji, szczególnie w tłumie. Na plaży trzeba się przecież poopalać, prawda? Kto by się przejmował tym, że trzylatek idzie budować zamek z piasku cztery parawany dalej. Na zdenerwowanie żony, krzyczącej „Gdzie jest Słodziak?”, rozglądaj się tylko niepewnie dookoła. Ciesz się, że Twoi plażowi sąsiedzi przypadkiem wpadli na błąkające się dziecko…
- Koniecznie naucz malucha zasad życia społecznego – a raczej tego, że na urlopie ich nie wyznajesz. Na pytanie o przesunięcie parawanu, tak by pozostali mogli jednak dostać się do morza, odpowiedz, że przecież wstałeś o 5 (sic!) więc inni też mogą. To nic, że ogrodziłeś dla trzech osób powierzchnię kawalerki. Postawa obronna do ostatniej kropli krwi zdecydowanie jest wskazana. Niech dziecko patrzy i się uczy.
- O stołówce już było, ale tam dziecko – poza bieganiem – może się też oduczyć kultury. Każdy posiłek traktuj, jak ostatni w życiu – ładuj tyle, ile się na pewno nie zmieści, ale co tam – w końcu jesteś na wakacjach. Zostaw po sobie ogromne ilości niezjedzonych potraw, które będzie trzeba wyrzucić. Tylko nie zapomnij zabrać na swój stolik dwóch z pięciu dzbanków z napojami przeznaczonych dla wszystkich gości. Niech inni sobie czekają, Ty zasługujesz na wielką dolewkę rodem z KFC.
- Zapędy godne „baby z Radomia” przejawiaj też w każdym innym możliwym momencie – a szczególnie w czasie animacji dla dzieci. Stop. Czy ja napisałam dzieci? No tak, zazwyczaj w ogóle nie bierzesz w nich udziału, ale dziś postanowiłeś potowarzyszyć potomkowi w warsztatach robienia pizzy. Co z tego, że składników naprawdę wystarczy dla wszystkich, co z tego, że przepychasz się z taką energią, że pozostałe dzieci boją się w ogóle podejść do stołu. Koniecznie krzycz „Więcej tej szynki naładuj, jeszcze pieczarki, no i kukurydzę ładuj!” a, gdy to nie pomoże, wyrwij dziecku łyżkę z ręki i sam zamiast pizzy zrób pieczarkowy kopiec kreta…
- No właśnie – animacje. Podrzucaj tam dziecko codziennie i znikaj z pola widzenia. To nic, że na większości zajęć wymagana jest obecność opiekuna – przecież Ty jesteś na wakacjach. Na uwagi ze strony personelu wspomnij coś o obsmarowaniu w sieci. W końcu hotel powinien zapewnić całodobową opiekunkę, prawda?
- Kiedy jest brzydka pogoda, wybierz się na basen. Koniecznie skorzystaj z sauny! Poczekaj aż będzie pełna, wparuj z impetem i na delikatną sugestię, żeby poczekać aż miejsce się zwolni, zacznij krzyczeć, że w końcu zapłaciłeś za wstęp, więc Ci się należy! No tak, w końcu zapłaciłeś, pozostali weszli na piękne oczy. No i nie zapomnij zabrać ze sobą dziecka, któremu zwyczajnie w saunie zrobi się słabo. Na jego prośby o wyjście odpowiadaj „Nie bądź mięczakiem, dasz radę”. Aha..
***
To wierzchołek góry lodowej, jestem pewna. W końcu nasze wakacje (i związana z nimi obserwacja) trwały tylko tydzień. Na pewno znajdzie się coś jeszcze. Czekam na Wasze wskazówki w komentarzach.

Fot. cocoparisienne
19 komentarzy
Ale się uśmiałam! Polska… ;)
http://www.tinyteaspoon.com
Nie powiedziałabym „Polska”. Wszędzie trafią się nieodpowiedzialni rodzice…
Dlatego ja z Mężem uwielbiamy wyjazdy w miejsca z dala od ludzi. Parę lat temu na bożonarodzeniowych wczasach w górach musieliśmy być świadkami codziennych libacji rodzin (a właściwie ojców) z maluchami, gdzie ostatniej nocy doszło do bójki. Jeden chaos… Dzieci wciąż biegające po pensjonacie, porozwalane wszystko i wszędzie, krzyczące matki które „przyjechały na wypoczynek”… Teraz gdziekolwiek wyjeżdżamy z córką marzymy o spokoju, by po prostu pokazać jej inne, piękne miejsca, spędzić z nią czas w nowym otoczeniu. Pół biedy z nami, ale ona powinna się uspołeczniać i przyznaję – w tym celu nie potrafię się zmusić, by spędzać czas z obchlanymi ludźmi, olewającymi własne dzieci. Na plażach dokładnie to samo… Samopas i zagubione dzieciaki to dla mnie żenada. Uff, pozdrawiam :)
Te atrakcje można spotkać wszędzie. Przecież rodzice mają wakacje – smutne :(
Niektórzy tak właśnie się zachowują jakby nie zabrali ze sobą dziecka na wakacje…..
Super to napisałaś, podkolorowane ale tak jest. Jeszcze dodałabym pijaństwo i fajki totalnie wszędzie, bo przecież urlop, a więc od zasad też. Ech.
To fakt, chociaż przyznam, że akurat tego (na szczęście) w najbliższym otoczeniu nie doświadczaliśmy.
Właśnie dlatego ja nie wyjeżdżam nad polskie morze. Wakacje kosztują tam dwa razy tyle co fajna wyprawa za granicę. No i drażnią mnie ludzie, którzy uważają że są panami świata. A tak mam spokój i przyjmeny aktywny wypocznyek z dala od parawningu i chamstwa.
Myślę, że to nie kwestia miejsca a nastawienia.
Nie zgodzę się z tym. Wielokrotnie „dawałam szansę” bo uważam że Polska jest piękna, a wybrzeże przepiękne, ale niestety za każdym razem mimo naprawdę dobrego nastawienia urlop zaliczałam do tych zdecydowanie słabszych. Jeśli wakacje w Polsce to zdecydowanie bardziej góry lub mazury :-)
Może to mój sentyment do Bałtyku sprawia, że mimo wszystko przymykam oko :) W Tatrach widzę podobne nagromadzenie dziwnych zachowań, stąd moje twierdzenie, że miejsce niekoniecznie ma znaczenie ;)
Ja w Tatry nie jeżdżę od dawna, za to Pieniny oraz Bieszczady polecam. To głusza idealna dla ludzi z dziećmi, zero pijanych, zero awantur. I masa miejsc do aktywnego wypoczynku. Jak znajdę kiedyś nad Bałtykiem takie miejsce gdzie będzie przyjemnie i koniecznie z dobrą bazą gastonomiczną to pewnie się na powrót przekonam. Ale puki co będę chyba wybierać dalsze destynacje jeśli chodzi o morze :)
Zgadzam się w całej rozciągłości. Polskie wybrzeże jest specyficzne. Parawanów i tego władania kawałkiem piasku tylko dla siebie nie widziałam nigdzie indziej. Tak samo jest z całymi kurortami przyozdobionymi straganami w dmuchańcami we wszystkich kolorach tęczy i inną chińszczyzną, które to tylko proszą dzieci, żeby namówiły swoich rodziców na zakup. Chciałabym pojechać nad polskie morze (też właśnie z sentymentu), ale to wszystko mnie odstrasza.
Cóż, u nas parawany (które same w sobie nie są złe, tylko rokładanie 10 dla dwóch osób jest sporą przesadą) a za granicą ręczniki na leżakach przy basenie :D
Co do bud – masz rację, to jest po prostu masakra, na szczęście my mieszlakiśmy poza centrum ;)
Rodzinne miasteczko mam w Beskidach i tam też świetnie się chodzi po górach. W Tatry najlepiej wybrać się na początku lub pod koniec sezonu, gdy jest mniej ludzi. Ja je uwielbiam, są piękne, tylko nie zawsze mozna się nimi nacieszyć :) Podobnie jest z polskim morzem. Mimo wszystko ja byłam bardzo zadowolona, chociaż pewnie lepiej wybrać się poza sezonem, żeby je popodziwiać.
Chyba moj radosny, idylliczny obraz morza naszego wlasnie rozpadl sie w pyl.
Morze jest super, pojechałabym jeszcze raz! A takie przypadki to chyba wszędzie można spotkać ;)
O ja wymiękam! Dawno nie byłam nad polskim morzem, ominęły mnie takie atrakcje :)
Zaryzykuję stwierdzenie, że takie atrakcje można wszędzie spotkać.